Z troską o uniwersytecki Wydział Medyczny.
Od powstania województwa rzeszowskiego (obecne podkarpackie) śnimy o jego potędze, jednocześnie drżąc o jego istnienie. Memento landyzacji, czyli powstania około ośmiu mocnych regionów administracyjnych co rusz straszy. Zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy województwem o dużym znaczeniu w kraju. Po prostu do sąsiednich przeniesiono z Rzeszowa wiele agend i instytucji o ważnym znaczeniu i oddziaływaniu, albo też u nas nigdy takich instytucji nie było. Jedyną naszą wyjątkowością jest fakt, że tylko na Podkarpaciu na szczeblu wojewódzkim rządzi Prawo i Sprawiedliwość poprzez marszałka i sejmik.
W podwyższaniu rangi naszego województwa sukcesem było powołanie Uniwersytetu Rzeszowskiego. Teraz należy tylko dbać o należyty poziom naukowy i prestiż tej uczelni. Wielowątkowa to praca wymagająca świetnej kadry naukowej i dużych nakładów. Nie bez znaczenia jest odpowiedni klimat wokół spraw uniwersytetu, czyli stosunek władz regionu – skomplikowane sprzężenie zwrotne budujące markę uniwersytetu. Najbardziej pożądanym dzieckiem Uniwersytetu Rzeszowskiego stał się Wydział Medyczny. A jak pięknie nazywa się nasz uniwersytet! Prawie wszystko w Rzeszowie jest podkarpackie, a ta uczelnia sławi miasto Rzeszów w swojej nazwie. Choć w chwili powstawania chciano jej przydać miano „podkarpacki”, albo zupełnie absurdalne „bieszczadzki”.
Geneza wydziału kształcącego m.in. lekarzy jest długa i może być przedmiotem odpowiedniego opracowania. Powołanie Wydziału Medycznego na Uniwersytecie Rzeszowskim to sukces spotykający się w regionie z bezkrytycznym uznaniem. Nikt nawet nie pokusił się o jakąkolwiek uszczypliwą uwagę na ten temat. Brak także głosów krytycznych co do funkcjonowania całego NIEFORTUNNE STANOWISKOZ troską o uniwersytecki Wydział Medyczny uniwersytetu. Jakoś także brak takich wobec innych różnych szkół wyższych w województwie. A szkoda! Dlaczego? Bo przecież nasze dzieci, znajomi tam studiują i nie wypada urazić ludzi nauki. Utrwalany jest od lat podziw dla środowiska akademickiego.
Nie będę odnosił się do prywatnych szkół wyższych, które w nazwie powinny mieć wyartykułowanych właścicieli, gdyż są to instytucje komercyjne. Pierwszym obiektem architektonicznym dla potrzeb medycznych uniwersytetu jest budynek Zakładu Nauk o Człowieku, czyli anatomii albo patomorfologii przy ul. Leszka Czarnego, na obrzeżu obiektów Szpitala Wojewódzkiego nr 2. Trudno od tego brzydkiego obiektu oderwać wzrok. Wizja projektanta, zaaprobowana przez władze uniwersytetu, jest zapewne chroniona prawem autorskim, czyli jakakolwiek przebudowa będzie niemożliwa. To taki „szkieletorbis”, nawiązując do historii krakowskiego wysokościowca w ruinie. Czy nas stać w Rzeszowie na taki fanaberyjny budynek? Może ktoś z fachowców albo decydentów opisze jego dziwaczność i ewentualne jakieś specjalne zalety, symbolikę oraz funkcje.
Jak grom spadła na nas informacja senatu naszego uniwersytetu o nieprzejęciu Klinicznego Szpitala Wojewódzkiego nr 1 im. F. Chopina dla potrzeb Wydziału Medycznego. Senat nie chce za darmo szpitala i staje wbrew zabiegom władz marszałkowskich. Rektor prof. Sylwester Czopek przekazał tę wolę, tłumacząc, że uniwersytet nie jest w stanie wziąć odpowiedzialności za pacjentów, za poziom leczenia, że studenci winni kształcić się w warunkach odpowiadających standardom XXI wieku. Motywował odmowę zadłużeniem szpitala w wysokości 72 mln zł. Najbardziej zabrzmiał argument o braku doświadczenia uniwersytetu w prowadzeniu placówek medycznych. Jestem zupełnie oszołomiony decyzją władz uniwersytetu. To taki arogancki akt wobec nas wszystkich, wyrażony w stosunku do obecnych władz województwa.
Marzyć należy! Senat uczelni marzy o kwocie pół miliarda złotych i budowie szpitala uniwersyteckiego na tzw. korzeniu, czyli nowego na 50hektarowej działce. Typowy brak realizmu i działanie odwleczone aż w niespełnienie. Mamy wprawdzie koniunkturę gospodarczą, ale jutro może nastąpić załamanie gospodarcze. Nie sądzę, że mamy szanse na takie pieniądze z budżetu państwa. Nie mając doświadczenia w zakresie kształcenia medycznego ani w prowadzeniu szpitala klinicznego, przejęcie wspomnianej lecznicy byłoby rozwiązaniem optymalnym. Wiekowa prawie historia szpitala o zasięgu wojewódzkim jest też wielkim kapitałem. Nic nie powstaje tak od razu, natychmiast.
Można podejrzewać władze uczelni o strach przed odpowiedzialnością zderzenia się z realnym wykonywaniem tak wielkiego zadania w potężnym obiekcie. Ewentualne błędy w funkcjonowaniu szpitala byłyby jednak do wybaczenia. Są menedżerowie do prowadzenia takich placówek. Taki stan rzeczy może sprawić, że senat uniwersytecki i władza wojewódzka okopią się na lata, a sprawa kształcenia medycznego w województwie ucierpi. Moje refleksje są oparte na skąpych enuncjacjach medialnych, ale wieloletnim doświadczeniu w zarządzaniu. Zatem apeluję do władz uczelni o refleksję i ewentualną rewizję niefortunnego stanowiska. Jak w żadnej sprawie, w województwie wszyscy jesteśmy zgodni co do rozwoju kształcenia medycznego, a zarazem powstania szpitala klinicznego.
PS Gratulacje dla pana profesora Artura Mazura, dziekana Wydziału Medycznego, z okazji otrzymania profesury belwederskiej w zakresie nauk medycznych. To już profesor w drugim pokoleniu w tej rodzinie, bo śp. Marek Mazur był również profesorem uniwersytetu, ale nauk ekonomicznych.
Edward SŁUPEK